Choroba morska to nic innego jak odmiana kinetozy, czyli dobrze znanej choroby lokomocyjnej. Ze względu na okoliczności ma ona jednak często bardziej dotkliwy przebieg i dotyka też osób, które w innych warunkach nie odczuwają tego typu dolegliwości. Może zdarzyć się nawet ludziom, którzy mają już na swoim koncie wiele rejsów i duże doświadczenie na morzu. Co jest przyczyną tej przypadłości?

Powoduje je konflikt w docierających do naszego mózgu bodźcach. Z jednej strony wzrok rejestruje nieruchomą kabinę czy pokład, z drugiej – błędnik wyczuwa ruch statku. To właśnie ta sprzeczność sygnałów wywołuje chorobę, która przejawia się nudnościami, bólami lub zawrotami głowy, a w najgorszym razie wymiotami.

Niestety w kwestii podatności na tę chorobę bardzo wiele zależy od indywidualnych predyspozycji i dlatego też nie istnieją rozwiązania uniwersalne. Każdy musi znaleźć metodę, która na niego zadziała najlepiej. Jakie opcje mamy do wyboru?

Zachowanie

Na początek warto pamiętać o pozytywnym nastawieniu przed rejsem i opanowaniu lęku przed chorobą. Ponieważ w dużej mierze rozgrywa się ona w naszej głowie – sposób myślenia ma tu duże znaczenie. Może się okazać, że to wystarczy. Jeśli jednak w trakcie rejsu pojawią się jakiekolwiek objawy choroby to najlepiej spróbować się położyć i zasnąć. W miarę możliwości trzeba wybierać pozycję wzdłuż statku i jak najbliżej jego środka. Odpoczynek to nasz największy sprzymierzeniec. Zmęczony i osłabiony organizm jest bardziej podatny na objawy choroby. Jeśli jednak ta opcja w danym momencie jest niedostępna lub nieskuteczna, to warto wyjść na pokład, najlepiej na świeże powietrze i wpatrywać się w jakiś odległy punkt na horyzoncie, by zintegrować doznania wzrokowe i ruchowe. Innym sposobem jest również odwrócenie uwagi od objawów poprzez organizowanie sobie jakiegoś lekkiego, ale angażującego zajęcia jak obserwacja nieba, robienie zdjęć, zwiedzanie promu czy rozmowy ze współpasażerami.

Farmaceutyki

W każdej aptece można bez recepty nabyć wyroby medyczne zapobiegające lub łagodzące skutki choroby lokomocyjnej. Najczęściej są to tabletki, choć niektórzy producenci oferują także drażetki czy syropy. Należy je przyjąć jeszcze zanim rozpocznie się podróż – w zależności od wyrobu – od 10 minut do 2 godzin wcześniej. Hamują one objawy choroby morskiej, jednak mogą też działać nasennie i otępiająco. Istotne są także obostrzenia w ich stosowaniu związane z wiekiem pasażera czy niepożądanymi działaniami np. w połączeniu z innymi lekami.

Naturalną alternatywą dla środków chemicznych jest korzeń imbiru, który ma również właściwości przeciwwymiotne. Oferowany jest m.in. w postaci tabletek, olejku, herbatki, lizaków i w suszonych kawałkach. Jego zaletą jest pełna naturalność, brak skutków ubocznych i możliwość podawania nawet małym dzieciom.

Na niektóre osoby dobrze działa również aromat olejku miętowego, lawendowego czy eukaliptusowego, który można wdychać po nasączeniu nim wacika lub chusteczki lub natarciu 1-2 kroplami okolic nosa. Zwolennicy metod naturalnych powinni wypróbować również opaski czy też plastry akupresurowe wykorzystujące zasady chińskiej medycyny. Umieszczone na nadgarstkach uciskają przy pomocy specjalnej wkładki punkty akupunkturowe odpowiedzialne za hamowanie nudności. Ze względu na rozmiar wkładki nie są polecane dla dzieci poniżej 3 lat.

Choroba morska to częściowo także sprawa żołądka. Warto więc tuż przed rejsem i w jego trakcie unikać ciężkostrawnego jedzenia – tłustych, ostrych potraw o intensywnym zapachu czy też napojów gazowanych. Należy jeść lekko i niedużo, najlepiej warzywa i owoce.

W przypadku, gdy objawy ulegną nasileniu można zwrócić się z prośbą o pomoc do obsługi rejsu – na pewno postarają się znaleźć jakieś dobre rozwiązanie wskazując np. które miejsce na promie jest najmniej narażone na przechyły.

Na koniec warto przypomnieć, że niezależnie od intensywności przebiegu choroby wszystkie jej objawy ustępują po zejściu na ląd.

Bolesław Tołkacz